Felieton Jakuba:

Pomagać czy nie? Oto jest pytanie…Czy jesteśmy zazdrośni o 500 plus?

Ostatnio dopadło mnie wstrętne uczucie zazdrości (tak to taka nasza cecha narodowa – jesteśmy zazdrośni o nowe auto sąsiada, nową kieckę sąsiadki, czy wyrośnięty sernik ciotki gdy u nas wychodzi zakalec), moje uczucie dotyczyło 500 plus. Dlaczego? Ano dlatego, że te pieniądze nie należą się mi, bo nie mam dzieci albo mam ich za mało. Dziecko mam, a pieniędzy na wychowanie nie ma…

Tak, myślałem, że jestem jedyny, wredny, zazdrosny, chciwy w całej gminie ba w powiecie a może w kraju… aż zdarzyło mi się przez przypadek uczestniczyć w wywiadówce mego dzięcięcia w szkole podstawowej. I co się okazało – jest nas więcej!
Jak co roku wywiadówka – temat składek a to na radę rodziców, a to klasowe, a to ksero, a to dzień chłopaka, ubezpieczenie i inne takie (no bo przecież edukacja jest w naszym kraju „bezpłatna”) i jak już prawie usypiałem NIESPODZIANKA. Do tej pory rodzice jedynaków uważani byli za tych zamożniejszych, a z ich składek często finansowano obiady dla rodzin wielodzietnych, wycieczki klasowe – no bo przecież bida, a sfinansowanie czegoś takiego sprawiało nawet trochę satysfakcji, może oczyszczało sumienie z drobnych grzeszków – w każdym bądź razie wcześniej było zawsze bardzo mile widziane i dobrym tonie…. Przecież pomagać trzeba….

A w tym roku bunt, wrzawa, no bo przecież jest 500 plus, państwo pomaga, więc starczy… Była nawet jakaś babcia, która wygłosiła elaborat, że wychowała trójkę dzieci bez żadnej pomocy w ciężkich czasach – mówiła tak jakby medalu oczekiwała za trud, za męki pańskie… Pomyślałem mam jedno – świadomy wybór, więc kto jej kazał mieć trójkę, skoro uważa to za taką męczarnię, a siebie za męczennicę…Zatkało mnie…
Tak, muszę to jeszcze raz wszystko przemyśleć – jedyna słuszna sentencja z całej tej godzinnej pogadanki.
Wróciłem do domu, kieliszek wina, fotel, zamknięte oczy, wyobraźnia:
Mam trójkę dzieci, widzę tą zazdrość w oczach, te komentarze „no trochę grosza skapnie”; „tak wychowałem 5 i nikt mi nie pomagał z jakiej więc racji dać jemu”. Człowiek musi się czuć jak pod pręgierzem. Trzeba się z czegoś tłumaczyć, ale czy trzeba? Jakby przez to, że skorzysta z programu, był w oczach części społeczeństwa…gorszy? I te podejrzenia, że przepiją, że zmarnotrawią ten wielki dar od państwa albo wydadzą na swoje potrzeby albo będą rozmnażać się na potęgę… Też to wszystko jakieś takie straszne…

Kij ma zawsze dwa końce – i jak nim nie uderzyć zawsze boli…

Ale jaki ból głowy muszą mieć samorządy. Wspieranie polityki prorodzinnej poprzez karty rodziny wielodzietnej, finansowanie obiadów, wyprawek, wycieczek szkolnych, kolonii, obozów, pomoc zwolnienie z opłat za przedszkole, pomoc MOPS, GOPS- jest tego naprawdę dużo. To wszystko KOSZTY, obciążające budżet…Czy nie za dużo tego dobrego? – pomyślał pewnie nie jeden radny głosując nad kolejną złotówką podarowaną w ramach lokalnych form wspierania rodzin wielodzietnych odkąd funkcjonuje 500plus.

W tej całej sytuacji jest tyle samo

ZA:

– bo wspieranie gospodarki – część pieniędzy trafi na rynek, obudzą one koniunkturę i zmobilizują przedsiębiorców do podniesienia poziomu produkcji, a co za tym idzie istnieje szansa na nowe inwestycje i nowe miejsca pracy.
– program poprawi sytuację finansową polskich rodzin, zwłaszcza tych biednych i wielodzietnych;
– no i będzie nas WIĘCEJ, może większe emerytury będą ;-), podobno nadzieja umiera ostatnia…

co PRZECIW:

– największą wadą tego programu wydaje się to, że nie stać nas na takie wydatki.
– darowizny pieniężne niewłaściwie zarządzane przez rodziców mogą potęgować rozwój patologii.
– program 500 plus nie może być jedynym wsparciem do polityki prorodzinnej. Potrzebne są inne formy wspierania np. bezpłatne przedszkola, żłobki, aktywizacja kobiet.

Czy warto więc ziać zazdrością w tej sytuacji? Czy warto powtarzać ja wychowałem gromadę i nikt mi nie pomagał, a dałem radę?
Pozostawię to do indywidualnej interpretacji… Ja swoją odpowiedź mam i znam…

Jakub B.